rozmowy zwyczajne

"Myszka"

Na dworze było bardzo nieprzyjemnie. Mroźny wiatr harcował między drzewami. Drobinki śniegu tańczyły w świetle parkowych lamp. Od dobrych paru dni ziąb był tak nieznośny, iż sparaliżował nawet ruch kolejowy w całej Polsce. Skuta lodem ziemia zamarła w bezruchu. Masy lutowego powietrza wciąż naciągały od wschodu i zdawało się, że z dniem każdym jest coraz zimniej. Jakby wszystko skurczyło się w sobie i czekało, aż mróz nieco odpuści. Nieubłagalne prognozy pogody nie przynosiły jednak pocieszenia. Pogodynki z wymuszonymi uśmiechami informowały telewidzów, że niestety - w ciągu najbliższych dni nic w pogodzie się nie zmieni, no ale jest przecież zima, więc musi być zimno. Tylko politycy zacierali ręce. Ludzie zajęci siarczystymi mrozami, nie interesowali się knowaniami i aferami, które od wielu miesięcy stanowiły sedno polskiej sceny politycznej. Do tej pory rządzący zamiatali swoje brudy pod dywan i robili dobrą minę do złej gry. Politycy nie musieli się więc silić. Przynajmniej do czasu, gdy nadejdzie odwilż.

Wieleń pogrążył się w ciemności. Niebo zasnute było chmurami, przez które nie mogła przebić się żadna gwiazda. Przedwieczorna pora. Mróz jeszcze bardziej stężał, wiatr nieznacznie zelżał, a z góry sypały się drobniutkie iskierki śniegu.

W zawieszonych na drzewach karmnikach dla ptactwa, które koczowało na pobliskich gałęziach, głównie kawek i wron rozsypano suche okruchy chleba. W ciągu dnia hałasowały niemiłosiernie, ale teraz ich głosy ucichły. Z pobliskiej jezdni dochodził jedynie szum przejeżdżających samochodów. Gdzieś zaszczekał pies. Minąłem wysokie świerki rosnące tuż przy budynku, w którym mieszkałem. Spojrzałem w lewo. Poniżej w bladym świetle majaczyła zamarznięta tafla stawu. Latem jest tam przepięknie, wręcz bajkowo. Po prawej miałem budynek Wojciechówki, w którym mieszkają Panie. Oczom moim ukazała się kaplica. Tuż przy chodniku, z prawej strony ciągnął się żywopłot z bukszpanu - niewysoki i opatulony białym puchem. Nagle w szczelinie, między krzakami bukszpanu zobaczyłem małe oczka, śpiczaste uszy i węszący ryjek. Myszka! - pomyślałem. Gryzoń patrzył na mnie z ogromnym zdumieniem. Tak mi się przynajmniej wydawało. Nie ruszała się z miejsca, a i ja zatrzymałem się. Mierzyliśmy się wzrokiem przez dobre kilka chwil. W bezruchu i w zdumieniu. Co ona tutaj robi? W taki mróz, w śniegu? Ale zaraz, zaraz. Przecież w pobliżu znajduje się klasztorna kuchnia… No tak. Pewnie mysz pragnie się do niej niepostrzeżenie dostać. Na dworze ziąb, a tam w piecu wesoło igra ogień, jest ciepło i może znajdą się jakieś resztki jedzenia. Plan myszki jest zatem bardzo prosty. Może nie będzie to takie trudne? Jest mała, szybko przebiera nóżkami i co najważniejsze w pobliżu nie ma żadnego kota. Musi się udać. Ale co to? Coś staje na przeszkodzie. Jakaś dwunożna bestia! Człowiek! Myszka drży cała. Nie wiadomo - z zimna czy strachu. Wlepia swoje małe ślepka w stojącą opodal postać i czeka na to, co się stanie. Jej zwierzęcy instynkt podpowiada, że lepiej brać nogi za pas, bo nie wiadomo, co ta istota knuje. Odwraca się więc i znika w gąszczu bukszpanu.

I tyle ją widziałem. Nie miałem żadnych złych zamiarów względem tego biednego stworzenia. Zaskoczyła mnie jedynie jej obecność. Ruszam z miejsca, skręcam w prawo i przyspieszam kroku. Jest niemiłosiernie zimno. Na szczęście kaplica na wyciągnięcie ręki.

Każda istota ma swoją rolę do spełnienia. Nawet taka mała myszka - stworzeniem Bożym przecież jest.

Kim jesteśmy my? Dlaczego tak mało w nas miłości? Poszukujemy jej ciągle, marzymy o niej, śpiewamy piosenki i wciąż jesteśmy rozczarowani! Dlaczego nie znajdujemy tego, czego zawzięcie w ciągu życia szukamy? Może, dlatego, że w gruncie rzeczy nie wiemy co to jest miłość i nie potrafimy naprawdę kochać?

Wielu z nas szczyci się mianem chrześcijan, wyznawców Chrystusa, ale czy rzeczywiście nimi jesteśmy?

Być chrześcijaninem, to kochać Boga i człowieka, jak siebie samego. Wyobraź sobie, że masz przed sobą Jezusa. Stoi naprzeciw ciebie i patrzy ci w twarz. Uśmiecha się łagodnie nic nie mówiąc. Po chwili usta Jego szepczą: „ Kocham cię!”.

Na słowa te uśmiechasz się również i z entuzjazmem mówisz: „ Ja też Cię kocham Jezu!”

Ale za chwilę coś ci przychodzi do głowy, różne obrazy przewijają się przez twój mózg. Marszczysz brwi. I nagle ogarnia się złość na Jezusa stojącego naprzeciw ciebie. Podchodzisz bliżej i kopiesz Go w kolano mówiąc: „ Odejdź! Przeszkadzasz mi być człowiekiem! Idź sobie, chcę być wolny!”

On nie odchodzi. Wciąż uśmiecha się do ciebie, choć widać na Jego twarzy, że sprawiłeś mu ból.

Jesteś poirytowany i coraz bardziej złościsz się na Niego. Kopiesz Go po raz drugi i trzeci. Uderzasz pięścią w brzuch. Jezus upada na kolana. Cicho płacze. To cię jeszcze bardziej irytuje. Z całych sił ciągniesz Go za włosy. Jezus unosi głowę i ze smutkiem spogląda na ciebie. W Jego oczach widzisz swoją twarz - zeszpeconą gniewem i złością. Plujesz w Jego twarz i odwracasz się od Niego. Teraz nie widzisz Jezusa. Nareszcie!

A po chwili słyszysz tylko Jego głos: „ Kocham cię!”

Wielu z nas swoimi postępkami, grzechami i egoizmem kopie i opluwa Jezusa. Ale mimo tego On nas nadal kocha. To jest prawdziwa miłość. Zatem, skoro Go kopiesz i opluwasz, to czy kochasz Go naprawdę?

  • Odwiedź nas lub napisz do nas:

W Wieleniu nad Notecią został założony Dom Opieki dla starców pod nazwą Zakładu św. Józefa. Dom ten, prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, rozpoczął swoją działalność w 1933 roku. Od kwietnia 1933 roku siostry Rodziny Maryi rozpoczęły pracę na tym terenie.

Nasza Galeria

/ /