rozmowy zwyczajne

"Dziadunio i wnusia "

Szpital w Wołowie, gdzie rzecz się dzieje, miał bardzo dobrą renomę - nie tylko zresztą w okolicy. Jego sława docierała nawet do Warszawy.

Pewnego dnia tu właśnie przywieziono starszego mężczyznę, z niedrożnością jelit. Był już po operacji, ale w bardzo ciężkim stanie.

Młodziutka zakonnica - Siostra Eulalia natychmiast otoczyła swą pielęgniarską opieką nowego pacjenta, którego stan zdrowia pogarszał się z każdym dniem. Wnet też wywiązała się między nimi szczególna więź - więź wzajemnego szacunku i szczerej zażyłości. Mężczyzna począł traktować zakonnicę jak własną wnuczkę, zaś siostra Eulalia odnosiła się do niego jak do dziadka. Dni mijały niepostrzeżenie. Pewnego przedpołudnia Siostra Eulalia przegląda ostatnie wyniki badań swojego „dziadka” i ogarnia ją coraz większy niepokój. „ O Boże, mój dziadunio, jakie ty masz słabe wyniki!” - pomyślała zakonnica i zajrzała do pokoju pacjenta.

Mężczyzna leżał na łóżku i spał. Jego twarz była blada, a oddech nierówny. Siostra Eulalia poprawiła kroplówkę, sprawdziła czy wszystko jest jak należy i spojrzała na swojego podopiecznego w taki sposób, jakby już miała go nigdy więcej nie zobaczyć. Mężczyzna otworzył oczy i uśmiechnął się lekko.

- Czekałem na wnusię - powiedział szeptem. Posiedź ze mną trochę - poprosił, a jego oczy wyrażały jakby pomieszanie radości ze smutkiem.

Siostra usiadła na taborecie stojącym przy łóżku chorego, a on rzekł:

- Wnusiu ty masz niedługo imieniny nieprawdaż?

- Tak, a skąd wiesz?

- Wiem - odparł dziadunio i uśmiechnął się zagadkowo. Wymyśl sobie, co chciałabyś na prezent, a ja postaram się to spełnić.

- Dobrze, ale teraz muszę już iść - pacjenci czekają - rzekła zakonnica.

Po dyżurze - zresztą bardzo wyczerpującym, Siostra Eulalia zatelefonowała do księdza Andrzeja, wikariusza wołowskiej parafii i podzieliła się z nim swoim postanowieniem.

Nazajutrz usiadła przy łóżku dziadunia, na tym samym taborecie co wczoraj. Starzec chwycił ją za rękę i popatrzył w jej oczy. Szukał w nich czegoś. Po chwili milczenia zapytał:

- Wymyśliłaś już sobie prezent?

- Tak! - odpowiedziała pewnie zakonnica.

- Zatem słucham cię wnusiu.

- Dziaduniu kochany, chciałabym abyś mi podarował tylko jedno. Ale dla mnie jest to bardzo ważne! - rzekła drżącym głosem Siostra Eulalia.

- Słucham!

- Stan zdrowia dziadunia się pogarsza!

- Tak, wiem, bo mi ordynator powiedział - odparł smutno mężczyzna i wlepił swój przenikliwy wzrok w oczy zakonnicy.

- Moja prośba jest taka, aby dziadziuś uporządkował swoje sprawy z Bogiem. To będzie najlepszy prezent, jaki możesz mi podarować!

Mężczyzna pobladł straszliwe i odwrócił głowę do ściany. Jego twarz była w tej chwili jak jej kolor - biała. Nastąpiło długie milczenie, którego zakonnica nie miała zamiaru przerywać. Wyciągnęła z kieszeni habitu różaniec i zaczęła się po cichu modlić: „ Maryjo, Matko Boża nie pozwól, aby kusy zabrał mojego dziadunia do piekła!”.

Przez otwarte okno wdzierały się odgłosy miasta.

Nagle starszy pan odwrócił się i wlepił swój wzrok w siedzącą przy łóżku Siostrę. Jego twarz była pełna boleści, lęku i rozczarowania. Zakonnica ogromnym wysiłkiem woli powstrzymywała się od płaczu. Cisza. Oboje wpatrywali się w siebie - jeden nie rozumiejący drugiego.

- Moja ty kochana wnusiu, nie myślałem że jesteś taka przebiegła - przerwał milczenie mężczyzna.

- Dziaduniu, bo ja cię bardzo kocham! - odpowiedziała płaczliwym głosem Eulalia.

- Ja ciebie też, wnusiu. Zawsze byłem człowiekiem honorowym. Jak komu coś obiecałem, to zawsze dotrzymałem słowa, nawet jeśli mnie to wiele kosztowało. Starszy pan westchnął przeciągle, po czym dodał stanowczym głosem: proszę wezwać księdza!

Siostra Eulalia oniemiała na moment. „A jednak. Maryja wysłuchała mojej modlitwy”. Spojrzała z rozrzewnieniem na dziadunia i chwyciwszy jego dłoń przytuliła ją do swojego policzka.

- Jak bardzo się cieszę - szepnęła.

- Myślę, że ja też będę się cieszył - westchnął starszy pan, a po chwili spojrzał w oczy zakonnicy i zapytał: co mam teraz zrobić?

- Dziaduniu, przygotuj się proszę do spowiedzi.

- Ale ja nie spowiadałem się… będzie ze sześćdziesiąt lat - jęknął mężczyzna.

- Nie szkodzi. U Boga nie ma czasu. Liczy się tylko twoja dobra wola! - uspakajała siostra.

Ksiądz Andrzej zjawił się w szpitalu tegoż samego dnia. Długo siedział przy łóżku chorego, a Siostra Eulalia czekała za drzwiami i modliła się żarliwie. Czuła się lekka, jak motyl, a jej dusza śpiewała hymny radości. Wszystkie troski i kłopoty, jak zbędny balast uleciały gdzieś daleko. W jednej chwili oczami duszy zobaczyła, że wszystko to marność i tylko Bóg istnieje naprawdę. Rzeczy tego świata, jak i sam świat zresztą, przemijają. Życie ludzkie tylko wtedy ma sens, jeśli zakotwiczy się w Chrystusie, jeśli w Nim znajdzie swoje oparcie. Odnajdzie sens, przeznaczenie i zrozumienie własnego człowieczeństwa. Jakie to proste, gdy znika zasłona, gdy opada kotara codzienności pomyślała zakonnica i ścisnąwszy paciorki różańca pogrążyła się modlitwie. Czas jakby się zatrzymał, a jej usta szeptały zdrowaśki, jedna za drugą. W drzwiach pojawił się uśmiechnięty ksiądz Andrzej :

Wszystko w porządku - szepnął i odszedł. Eulalia jeszcze chwilę się pomodliła, po czym schowała różaniec do kieszeni. Weszła do sali i stanęła jak wryta. Nie mogła poznać dziadunia. Wyglądał tak, jakby ktoś ujął mu najmniej dwadzieścia lat. Jego twarz mimo, że przeorana zmarszczkami, zdawała się być podobną do twarzy dziecka. Była to bez wątpienia twarz człowieka szczęśliwego.

- Siostro, dlaczego ja tak długo z tym zwlekałem? - rzekł dziadunio zobaczywszy swoją wnusię. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo jestem szczęśliwy!

- Widać to na twojej twarzy - odparła zakonnica uśmiechając się czule.

- Niech Siostra pozwoli pocałować swoją rękę! - poprosił wzruszony mężczyzna. To, co przeżywał w tej chwili, przeszło jego największe oczekiwania. Zaskoczyło go to tak bardzo, iż zdziwienie mieszało się z falą euforii przelewającej się w jego duszy - duszy czystej i lekkiej jak piórko, bo bez grzechu. Starszy pan doświadczał w sobie Bożą obecność. Miał teraz wszystko, czego najbardziej potrzebuje człowiek. Wiedział, że swoje szczęście zawdzięcza tej niewysokiej, filigranowej Siostrzyczce, która wciąż uśmiecha się doń życzliwie.

Dwa dni później dziadunio już nie żył. Poszedł do nieba, a Siostra Eulalia, mimo, że upłynęło już wiele lat od tamtego zdarzenia, ciągle ma wrażenie, a nawet pewność, że dziadziuś pomaga jej. Dla Siostry Eulalii szczęście, jakiego doświadczył jej podopieczny stało się jej własnym szczęściem. To wielki dar - cieszyć się szczęściem bliźnich. Tak pewnie będzie w niebie…

  • Odwiedź nas lub napisz do nas:

W Wieleniu nad Notecią został założony Dom Opieki dla starców pod nazwą Zakładu św. Józefa. Dom ten, prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, rozpoczął swoją działalność w 1933 roku. Od kwietnia 1933 roku siostry Rodziny Maryi rozpoczęły pracę na tym terenie.

Nasza Galeria

/ /