rozmowy zwyczajne

"Habit"

W biurze Siostry Dyrektor panował nienaganny porządek. Sterylna wręcz czystość biła w oczy, a człowiek przekraczający próg biura zatrzymywał się mimowolnie już w drzwiach - onieśmielony i nieco zdezorientowany.

Trzecia dekada lipca 2014 roku była nieznośna. Afrykański żar lał się z błękitnego nieba. Było tak upalnie i duszno, iż po paru minutach ruchu człowiek zlany był potem. Parkowe wybujałe drzewa o rozłożystych koronach, dawały sporo cienia. Nie wystarczało to jednak. Nawet pod osłoną starych kasztanowców odczuwało się dotkliwie płomienne lato. Był to w końcu lipiec, a jego przywilejem jest upał. Jedni cieszyli się gorącem, inni wzdychali ciężko i wypatrywali deszczu.

Kończył się mój pobyt w Wieleniu. Ze smutkiem pakowałem walizkę i żegnałem się z miejscem, które naprawdę pokochałem. Snułem się alejkami parku i utrwalałem w pamięci miejsca, których nie chciałem zapomnieć do końca swoich dni. Nie zważałem na tropikalny skwar i cieszyłem się w duchu, że nie muszę paradować w sutannie. Z podziwem jednak spoglądałem na Siostry ubrane szczelnie w habity i welony na głowach.

W niedzielne popołudnie, dzień przed moim wyjazdem miałem umówione spotkanie z Siostrą Dyrektor Ewą. Zastanawiałem się tylko czy mam iść na spotkanie w koszulce i w portkach czy może ubrać się w sutannę. Siostra z pewnością będzie w habicie, a więc i ja pójdę na spotkanie w sutannie - zdecydowałem po chwili namysłu. Wyszedłem na zewnątrz. Uderzyły we mnie nieznośne gorąco i duchota. Przez chwilę pożałowałem, że jestem w ciężkiej, czarnej sutannie, w której już po chwili poczułem się jak w żelaznej zbroi. Szedłem szybko szukając skrawka cienia. Spojrzałem na zegarek - dochodziła szesnasta. Muszę być na czas - punktualność przede wszystkim! Zapukałem ostrożnie do drzwi biura. Usłyszawszy „proszę”, wszedłem do pomieszczenia. Przywitałem się z Siostrą Ewą, która jak zwykle była ubrana w nienagannie czysty habit. Usiedliśmy przy stole i poczęliśmy rozmawiać. Odetchnąłem z ulgą. W biurze panował przyjemny, orzeźwiający chłód, spowodowany między innymi przez stojący przy drzwiach wiatrak.

Za chwilę przyniesiono kawę i lody. Ucieszyłem się na ich widok. Za lodami przepadałem, zwłaszcza latem.

Rozmawialiśmy chwilę o Mieszkańcach, zwłaszcza o tych sprawiających trudności, a potem o ciężkiej, ale jakże pięknej pracy pielęgniarek, w szczególności o tych, które są jednocześnie Siostrami zakonnymi. Nie omieszkałem mimochodem zauważyć, iż całodzienne chodzenie w habicie, to naprawdę męczeństwo. Siostra zamyśliła się na moment. Wiatrak szumiał jednostajnie.

- Niedawno - przerwała milczenie Siostra Dyrektor - część Sióstr zaproponowała, aby zreformować nasz strój zakonny. Wie Ojciec - chodziło o to, aby zrezygnować ze sztywnych welonów, żeby Siostry będąc na wakacjach mogły chodzić w innych habitach i tak dalej…

- Rozumiem. No i co? – spytałem zaciekawiony.

Podczas debaty o głos poprosiła Siostra Benedykta pracująca w Lwowie - ciągnęła dalej Siostra Ewa.

Powiedziała tak:

W 1971 roku wraz z czterema innymi Siostrami rozpoczęłam nowicjat. Do końca życia nie zapomnę tamtej chwili. Wówczas składałyśmy pierwsze śluby zakonne, które odbierał Franciszkanin - Ojciec Rafał. Była na nich również obecna nasza Matka Generalna. Wszystko to odbywało się w katedrze i to nocą, w konspiracji. Czasy wtedy były bardzo ciężkie, zarówno na Ukrainie jak i na całym terytorium Związku Radzieckiego. Wiara była zakazana, Bóg wymazany z pamięci, a religia uznawana za opium dla ludu. Zresztą wiecie same, jeśli nie z autopsji, to z opowiadań. I otóż imaginujcie sobie drogie Siostry, iż z powodu konspiracji w katedrze nie paliło się żadne światło, nie licząc oczywiście świeczek na ołtarzu. Wnętrze katedry pogrążone było w ciemności. Nikłe płomyki świeczek chybotały niespokojnie. Było tak ciemno, że prawie nie widziałyśmy się nawzajem, choć stałyśmy jedna obok drugiej. Byłyśmy bardzo wzruszone - za chwilę otrzymamy habit zakonny, który jest znakiem oddania się Bogu, a welon, który za moment założymy na głowę oznaką wyrzeczenia się piękna tego świata. Chciałyśmy służyć Bogu, całym sercem, do końca naszych dni. Byłyśmy młode i pełne zapału.

Po Ewangelii odczytanej przez Ojca Rafała nastała ta upragniona i wyczekiwana przez nas chwila. Złożyłyśmy śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. W rękach trzymałyśmy złożone w kostkę, zakonne habity, a na nich pasek z różańcem, krzyż na tasiemce i welon. Zamaszystym ruchem kropidła Ojciec Rafał poświęcił „święte szaty”. Kilka kropelek wody święconej zrosiły moją przejętą z wrażenia twarz. Następnie udałyśmy się do katedralnej zakrystii, gdzie przywdziałyśmy habity, pomagając sobie nawzajem w tej jakże niecodziennej czynności. Ubierałyśmy się w pośpiechu i trochę nieporadnie. Ręce trzęsły nam się z przejęcia. Serca biły mocniej przyspieszonym rytmem, a na czołach perliły się kropelki potu. Wszystko to było takie przejmujące. Wreszcie nadeszła chwila, na którą czekałyśmy bardzo długo i z utęsknieniem. Gdy wszystkie ubrałyśmy się w habity, wyszłyśmy z zakrystii.

Gęsiego, jedna za drugą, powoli, z dostojeństwem szłyśmy główną nawą katedry. Każda z nas niosła zapaloną świeczkę w ręku. Po dotarciu pod chór, zawróciłyśmy w stronę ołtarza. W katedrze było ciemno, więc wyglądałyśmy jak smuga światła, poruszająca się nierówno i chybocząca niepewnie. Ten swoisty „spacer” w habitach miał nam wystarczyć na wiele lat. Potem musiałyśmy je zdjąć i schować do szafy. Dlatego było to takie przejmujące i podniosłe. Kochane Siostry - ciągnęła Siostra Benedykta - potem zdjęłyśmy z siebie habity i złożyłyśmy je w kostkę - tak po wojskowemu. Gdy skończyła się liturgia, nasze stroje zakonne zostały schowane do szafy w celi Matki Przełożonej.

Kilka dni później przyszli do nas panowie z KGB i zaczęli przeprowadzać w naszym domu szczegółową rewizję. Przeczesali wszystko, jakby wyraźnie czegoś szukali. Mało tego - wiedzieli czego szukają - właśnie naszych habitów. Dzięki Bogu, Siostra Paschalia w porę wyjęła je z szafy, wyskoczyła przez okna i schowała się w piwnicy. Potłukła się przy tym trochę, ale habity uratowała. Myślę, że KGB musiało się skądś o tych habitach dowiedzieć. Dzięki Bogu wszystko skończyło się dobrze. Przez cały czas ucisku komunistycznego habity leżały w szafie i nie mogłyśmy ich założyć. Dopiero, gdy nastała odwilż, założyłam ponownie swój habit.

Siostra Benedykta zamilkła wzruszona. Ukradkiem otarła łzy. Siostry, które słuchały jej opowieści patrzyły na nią z podziwem i zawstydzeniem jednocześnie. Jej świadectwo było tak wymowne iż propozycja modyfikacji stroju zakonnego jakby w ogóle nie zaistniała.

Siostra Ewa spojrzała na mnie wymownie. Sama była wzruszona. Ja zresztą także. Wielkie wrażenie uczyniła na mnie ta opowieść. Słuchając z uwagą tego świadectwa, zawstydziłem się nieco myśląc o tym, jak łatwo dyspensuję się od noszenia sutanny.

Przyjemny chłodek panował w biurze Siostry Dyrektor. Wiatrak terkotał jednostajnie. Spojrzałem przez okno. Słońce powoli przygotowywało się do snu. Park o tej przedwieczornej porze zdawał się być zupełnie inny niż za dnia. Pożegnawszy się z Siostrą Ewą, wyszedłem na dwór. Spacerowałem wybetonowanymi alejkami parku, a w głowie wciąż huczała mi opowieść o habitach.

  • Odwiedź nas lub napisz do nas:

W Wieleniu nad Notecią został założony Dom Opieki dla starców pod nazwą Zakładu św. Józefa. Dom ten, prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, rozpoczął swoją działalność w 1933 roku. Od kwietnia 1933 roku siostry Rodziny Maryi rozpoczęły pracę na tym terenie.

Nasza Galeria

/ /