OsiołekBył mroźny wieczór. Na niebie błyszczało tysiące gwiazd. Księżyc świecił blado, a śnieg pod nogami nieprzyjemnie skrzypiał. Dystans między budynkiem, w którym mieszkałem, a kaplicą pokonałem w szybkim tempie. Nie miałem ochoty zmarznąć, ani się przeziębić. Z oddali dobiegały poszczekiwania psów i odgłosy przejeżdżających pojazdów.
W oknach kaplicy paliło się światło. Wydawało się, że kaplica emanuje przyjaznym i zachęcającym do wejścia ciepłem. Przyśpieszyłem więc kroku, aby znaleźć się w niej jak najprędzej. Wiał nieprzyjemny wiatr i ziąb wciskał się przez niedopięty płaszcz. Siostry modliły się w ciszy. Uklęknąłem w ławce. Za moment miał rozpocząć się Różaniec. Po prawej stronie ołtarza znajdował się piękny żłobek. U jego podstawy przyklęknęły dwa aniołki ubrane w jasnoniebieskie szaty. Były to aniołki-skarbonki, do których można wrzucić pieniążek. Jeden z nich miał jasną twarz i skrzydełka, twarz drugiego zaś była ciemna, jakby mocno opalona i skrzydełek nie posiadał.
Wyżej, z objuczonym dromaderem klęczeli Trzej Królowie. Wokół nich kręciły się owieczki i baranki, które zdawały się być wszędzie. Rząd doniczek z wilczomleczem nadobnym, zwanym gwiazdą betlejemską zdawał się szczelnie okalać cały żłobek. Po obu jego stronach stało kilka choinek.
Skulone w pokorze przed Bożym Majestatem postacie pastuszków były prawie niewidoczne.
Na samej górze, w kołysce spoczywał Mały Jezus. Przy kołysce klęczeli: Maryja i Święty Józef, a obok nich wół i osioł, które pewnie swoim oddechem ogrzewały Dzieciątko. I to właśnie osioł wzbudził we mnie mimowolnie, największe zainteresowanie.
Zapytacie: dlaczego?
Spoglądałem na kłapouszka z ogromną atencją, a on patrzył na mnie. I tylko on patrzył w moim kierunku. Reszta postaci była skupiona na Dzieciątku. Osiołek przyglądał mi się z delikatnym uśmiechem !
- Dlaczego się tak na mnie gapisz osiołku? Czego chcesz kłapouszku?
Ale zwierzątko tylko uśmiechało się przyjaźnie i porozumiewawczo.
- Co to ma wszystko znaczyć? - dumałem, a czas jakby zatrzymał się.
Następnego dnia podzieliłem się moim odkryciem z Siostrą Martą, która w wieleńskim klasztorze chwilowo pełni funkcję zakrystianki. Pracuje też z Mieszkańcami w świetlicy, studiując jednocześnie na UAM w Poznaniu. Uśmiała się z mojego opowiadania i podarowała mi wierszyk napisany przez Karmelitankę Bosą, Siostrę Marię od Jezusa Miłosiernego:
„ nie bądź wciąż taki ważny
nic się bez ciebie nie zawali
umrzesz i zjedzą cię robaczki
a ziemia pędzić będzie dalej
- więc nie bądź Ważny i Nadęty
Zdenerwowany i Zajęty
uśmiechnij się do życia
bo piękne jest i proste
coś szepnę ci do ucha:
jak dobrze jest być osłem”
Głośno przeczytałem ten zabawny wierszyk, a Siostra Marta spojrzała na mnie i rzekła z promiennym uśmiechem:
- Jak dobrze być osiołkiem!
Oboje parsknęliśmy gromkim śmiechem.
Tak. Teraz już wiem, dlaczego kłapouszek uśmiechał się do mnie ze stajenki. Za bardzo myślimy o sobie i tylko o sobie. Zamartwiamy się na potęgę i nie możemy po nocach spać. Robimy się wrażliwi na swoim punkcie tak bardzo, że nasza teatralna powaga zasługuje raczej na śmiech, niż na poważanie. I po co to wszystko?
Zatem, masz rację osiołku:
„…uśmiechnij się do życia
bo piękne jest i proste
coś szepnę ci do ucha:
jak dobrze jest być osłem”.